Jak mnie się chciało murzynka!
I właściwie nic więcej nie musiałabym pisać : )
Pamiętam, że to murzynek był właśnie pierwszym ciastem, które wykonałam sama sama, bez pomocy Mamy Dobrej Rady : ) Zrobiony wtedy w tajemnicy, był fajnym zaskoczeniem dla wracających z pracy, tudzież z miasta, domowników : )
Ale ja wtedy pękałam z dumy, o raju. A jak jeszcze okazało się, że po rozkrojeniu nie ma w środku zakalca, a ciasto wyszło puszyste, to już w ogóle pełnia szczęścia : ))
Kurczę… kiedy to było… Ile od tego czasu ciast i ciasteczek powstało… A ile frajdy, kłótni i przede wszystkim kalorii przy tym było ;P
I pomyśleć, że w całym tym gąszczu kuchennego eksperymentowania przyjdzie mi zapomnieć o zwykłym murzynku…
No, ale już sobie przypomniałam : ) A właściwie bardzo, ale to bardzo chciało mi się ciasta czekoladowego, a z pomocą przyszły Moje Wypieki i jak zwykle niezastąpiona pani Dorota, która czyta ostatnio w moich myślach jak mało kto :)
(Nie)zwykłe ciasto mocno czekoladowe, wilgotne, ale nie ciężkie. Z Bailey’s… więc grzeje, oj grzeje… Szczególnie jeśli w trakcie robienia wylizuje się garnki i miski ;D
Powiedziałabym, że znowu jakoś tak jesiennie, ale przecież do tego przepisu będzie wracać się znacznie częściej : )
Czytaj dalej